ELEMENTY OCENIANIA KSZTAŁTUJĄCEGO
Program Szkoła Ucząca Się promuje i uczy oceniania kształtującego, uczniom pomagającego się uczyć, a nauczycielom lepiej nauczać.
CEL |
Nauczyciel, który stosuje ocenianie kształtujące, określa cele lekcji i formułuje je w języku zrozumiałym dla ucznia. Przed przystąpieniem do planowania lekcji zastanawia się, jakie cele chce zrealizować z uczniami podczas lekcji. Określa co chce, aby uczniowie osiągnęli. Cel formułuje w sposób zrozumiały dla ucznia. Pod koniec lekcji wraz z uczniami nauczyciel sprawdza, czy cel został osiągnięty. |
NACOBEZU
|
Nauczyciel sam lub wraz z uczniami ustala kryteria oceniania, czyli co będzie brane pod uwagę przy ocenianiu (tzw. nacobezu od „na co będę zwracać uwagę”) i co będzie dowodem na to, że cele zostały osiągnięte. Nauczyciel konsekwentnie ocenia tylko to, co wcześniej zapowiedział. |
INFORMACJA ZWROTNA |
Nauczyciel stosuje efektywną informację zwrotną. Przekazuje uczniowi komentarz do jego pracy, zamiast stawiać ocenę sumującą. Powinna ona zawierać cztery elementy: wyszczególnienie i docenienie dobrych elementów pracy ucznia, odnotowanie tego, co wymaga poprawienia lub dodatkowej pracy ze strony ucznia, wskazówki, w jaki sposób uczeń powinien poprawić tę konkretną pracę, wskazówki, w jakim kierunku uczeń powinien pracować dalej. Informacja zwrotna musi być ściśle związana z kryteriami oceniania określonymi przed wykonaniem zadania (czyli z nacobezu). |
KSZTAŁ-TUJĄCA/ SUMUJĄCA |
Nauczyciel rozróżnia funkcje oceny sumującej i kształtującej. Ocena sumująca ma znaczenie przy podsumowaniu wiedzy nabytej przez ucznia i zwykle ogranicza się do stopnia wyrażonego cyfrą. Ocena kształtująca służy uczniowi do tego, aby uświadomił sobie, co zrobił dobrze, co źle i jak może poprawić swoją pracę. Towarzyszy ona i pomaga uczniowi w trakcie procesu uczenia się. W ocenianiu kształtującym rozdzielamy ocenę sumującą od kształtującej, uczeń otrzymuje mniej ocen (stopni), a częściej informację zwrotną od nauczyciela czy kolegi. |
WSPÓŁPRACA |
Nauczyciel buduje atmosferę uczenia się, pracując z uczniami i rodzicami. Warto poświęcić czas na dyskusję o tym, jak uczniowie się uczą i co pomaga im się uczyć. Atmosfera sprzyjająca uczeniu się przejawia się większym poczuciem własnej wartości uczniów, zaangażowaniem w proces uczenia się, samodzielnością, umiejętnością współpracy oraz świadomym i odpowiedzialnym uczeniem się. Rodzice są partnerami i pomocnikami nauczyciela w nauczaniu swoich dzieci. |
PYTANIA KLUCZOWE |
Nauczyciel potrafi formułować pytania kluczowe. Pytania kluczowe to pytania, które skłaniają uczniów do myślenia. Takie pytania ukazują uczniom szerszy kontekst omawianego zagadnienia, zachęcają do poszukiwania odpowiedzi i silniej angażują w naukę. |
PYTANIA ANGAŻUJĄCE |
Nauczyciel potrafi zadawać pytania angażujące ucznia w lekcję. Zadawanie pytań w ocenianiu kształtującym polega na włączaniu wszystkich uczniów w myślenie nad rozwiązywaniem problemu postawionego przez nauczyciela. Ma temu służyć m.in.: wydłużenie czasu oczekiwania na odpowiedź ucznia, kierowanie przez nauczyciela pytania do wszystkich uczniów, a nie tylko do zgłaszających się, poszukiwanie w parach odpowiedzi na pytania nauczyciela, niekaranie za błędne odpowiedzi,. Zadawanie uczniom pytań „otwartych”.
|
SAMOOCENA |
Nauczyciel wprowadza samoocenę i ocenę koleżeńską. Uczniowie – na podstawie podanych kryteriów oceniania – wzajemnie recenzują swoje prace, dają sobie wzajemnie wskazówki, jak je poprawić. Ma to dwojaki sens: z jednej strony dobrze rozumieją kolegę, którego pracę sprawdzają, gdyż przed chwilą wykonywali to samo zadanie, a z drugiej – uczą się od swojego kolegi: ustalania kryteriów oceniania (co oceniam?) i umiejętności dawania informacji zwrotnej (jak to komunikuję?) Jeśli uczeń sam potrafi ocenić, ile się nauczył i co jeszcze musi zrobić, aby osiągnąć wyznaczony cel, to pomaga mu to w procesie uczenia się i czyni z niego aktywnego i odpowiedzialnego uczestnika tego procesu. |
Jak bardzo przestrzeń edukacyjna w klasie ma wpływ na sposób pracy nauczyciela przekonuję się codziennie na własnej skórze. Często organizuję moim uczniom pracę w grupach. Najłatwiej i najsprawniej pracują w grupach czteroosobowych. Wystarczy wtedy, by uczniowie z jednej ławki odwrócili się do kolegów z ławki stojącej za nimi i już mogą wspólnie rozwiązywać problem, wykonywać pracę plastyczną czy uzgodnić stanowisko.fot. Jolanta Okuniewska
Ale tak naprawdę jest to jedynie praca na chwilkę, bo za moment znowu siedzą plecami do siebie, najważniejsza jest tablica, którą mają przed sobą i nauczyciel, który przed tą tablicą stoi, albo siedzi w oddaleniu za biurkiem.
Pamiętam jak odwiedzałam szkołę w Walii, z którą współpracowaliśmy w programie Comenius. Szkoła mała, parterowa, bez szatni. Kurtki wisiały na korytarzach, by dzieci szybko mogły je ubrać i bez względu na pogodę za oknem wyjść na boisko pobiegać. Duże drzwi podczas przerw były zawsze otwarte i dzieci swobodnie wychodziły na podwórko, na którym dyżurowali nauczyciele. Nawet mżawka nie przeszkadzała w zabawach.
Sale lekcyjne mnie zachwyciły. Duże, przestronne, z jedną ścianą oszkloną, by można było obserwować zajęcia z korytarza. W salach zlew, co przy uczniach w młodszym wieku szkolnym powinno być standardem. Stoły sześcioosobowe z półkami pod blatami na szkolne przybory. Na każdym stole pudełko z kredkami, klejem, nożyczkami – pod ręką, by podczas pracy nie marnować czasu na pożyczanie, czy poszukiwanie. Pod ścianami otwarte półki z niezliczoną ilością przyborów i pomocy – kostek do gry, miarek, tangramów, domina, lup, piłeczek, przyborów do demonstracji ułamków, figur geometrycznych itp. Wszystko w zachwycającym porządku, opisane i gotowe do działania. Czy to takie trudne? Niestety często trudne. W moim przypadku z powodu małej powierzchni klasy nie wszystko da się zrobić. Nie mogę mieć szafek pod ścianą, bo ściany mam zastawione ławkami, nie mam zlewu, bo to raczej niewykonalne, nie mam stolików sześcioosobowych, bo nie ma na to funduszy. Szkoła ma 60 lat nie była budowana dla edukacji…przyszłości. To problem wielu polskich szkół.
Mimo wszystko od tamtej wizyty w Walii, a było to dziesięć lat temu, staram się zmieniać przestrzeń edukacyjną w swojej klasie. Od wielu lat moje biurko stoi pod oknem równolegle do ściany i służy mi raczej jako podręczny stół na materiały do zajęć. Dawno temu zadbałam, by pod tablicą był duży dywan. Już nie pamiętam ile tych dywanów zadeptaliśmy, ale było ich sporo. Dywan mam pod tablicą, ponieważ siadamy na nim, gdy pokazuję dzieciom coś na tablicy, gdy piszę na niej albo rozwiązujemy jakieś zadania, gramy w gry na tablicy multimedialnej, rozmawiamy, śpiewamy, gdy czytam dzieciom książki, gdy odpoczywamy i słuchamy muzyki, gdy gramy w gry planszowe.
Gdyby dywan był na końcu klasy byłby wykorzystywany rzadziej, a tablica nadal byłaby w klasie najważniejsza i żeby na nią patrzeć dzieci siedziałyby w ławkach ustawionych w rzędy.
Czasem i moi uczniowie siedzą w ławkach ustawionych w rzędy. Od razu wymusza to inny styl pracy – bardziej podający, transmisyjny. Dzieci przepisują z tablicy, nie ma powodu, by wychodziły z ławek…dobrze widzą, a jak wychodzą to robi się hałas…
Postanowiłam zmienić ustawienie ławek, by pozwolić dzieciom patrzeć na siebie, by mieć więcej miejsca na dywanie. Gdy ustawiłam stoliki w grupy czteroosobowe, czyli po dwa stoliki razem, to od razu w klasie zyskałam więcej miejsca. Dzięki temu dzieci jeszcze częściej przebywają na dywanie, co w przypadku dzieci młodszych jest bardzo ważne.
Od razu zadano mi pytanie czy będą dobrze widziały tablicę czy siedząc w taki sposób nie skrzywią sobie kręgosłupów. Poobserwowałam taki jeden szkolny dzień moich uczniów. Moi uczniowie nie przepisują z tablicy…nie odwzorowują bezmyślnie tego, co tam zapisane. Gdy pokazuję sposób pisania literki, robię to na tablicy, ale dzieci siedzą na dywanie, nie w ławkach. Następnie piszą palcami na plecach kolegi, mogą wędrować po dywanie i trenować pisanie literki na plecach innych kolegów, na dywanie, na tradycyjnej tablicy, na ekranie tablicy multimedialnej. Potem tablica nie jest ważna, potem ważne są działania dzieci w ławkach, wzajemna pomoc koleżeńska, obserwowanie starań kolegów z grupy. Dzieci uczą się od siebie, w grupie mają pomoc koleżeńską. Moja rola to doceniać ich wysiłek i wzajemną pomoc, współpracę podczas wykonywania np. jednego literkowego drzewa. Tu nie jest mi potrzebna tablica. Gdy mam ławki ustawione w grupy najważniejsi są moi uczniowie, takie ustawienie ławek determinuje planowanie zajęć i przygotowanie zadań do współpracy. Od razu zmieniam styl pracy…to się dzieje bezwiednie. Teraz to zauważam.
Ustawienie ławek w klasie wymusza zmianę sposobu pracy z uczniami. Zmianę sposobu pracy z uczniami musimy zmieniać, bo zmienia się świat wokoło. Musimy nauczyć dzieci współpracy, dyskutowania, wzajemnej pomocy. Warto spróbować od przestawienia ławek w klasie. To chyba najprostsze i nie wymaga nakładów finansowych. Ławki mogą przestawić też uczniowie, zwłaszcza gdy są starsi. Młodsi dostawią krzesełka do ławek, nauczyciel przesunie stoliki. Mnie to zajmuje pięć minut. Pierwszoklasiści całkiem sprawnie dopasowują wysokość krzesełek do wysokości ławek. Po chwili klasa ma nową przestrzeń edukacyjną.
Prysznic emocji
Rozmowa z neurobiologiem Geraldem Hütherem, profesorem Uniwersytetu w Getyndze, o tym, dlaczego dzieci nudzą się w szkole i co zrobić, żeby mogły rzeczywiście czegoś się tam nauczyć.
Marzena Żylińska: – Czy wiemy wystarczająco wiele o mózgu, by zmieniać system edukacyjny?
Gerald Hüther: – Neurobiologia poczyniła w ciągu ostatnich 20 lat ogromne postępy. Dzięki temu wiemy już, że dotychczasowa koncepcja szkoły jest błędna. Rozwój mózgu nie jest zdeterminowany genetycznie, nie mamy programów sterujących jego rozwojem. Dzięki kolejnym badaniom coraz lepiej rozumiemy, że mamy do czynienia z samoorganizującymi się procesami. Połączenia neuronalne w mózgach zależne są od doświadczeń. Dlatego każde dziecko jest inne i wyjątkowe i w każdym tkwi potencjał, jakiego nawet nie podejrzewamy. Aby się rozwinął, dziecko musi mieć wzorce postępowania, poczucie przynależności i bezpieczeństwa i wciąż musi stawać przed nowymi wyzwaniami. Wszystko, co dzieje się na skutek nacisków, stresu lub strachu, ma negatywny wpływ na jego rozwój. Procesu uczenia się nie można wymusić z zewnątrz.
Na całym świecie nauczyciele narzekają na brak motywacji u uczniów. Czy z naszymi dziećmi coś jest nie tak?
Chodzi tu o zasadę, która dotyczy wszystkich ludzi. Im bardziej ktoś próbuje wywierać na nas nacisk, tym szybciej tracimy motywację wewnętrzną. Psychologowie długo jednym tchem wymieniali dwa rodzaje motywacji, wewnętrzną i zewnętrzną. Dziś wiemy już, że ta druga niszczy pierwszą. U każdego dziecka pojawia się jakiś rodzaj wewnętrznej motywacji. Zatem problemem nie jest jej brak, ale to, że uczniowie nie interesują się tym, co oferuje im szkoła. Każde normalne dziecko jest zainteresowane otaczającym je światem i każde jest szczęśliwe, gdy znajdzie kogoś, kto chce mu ten świat objaśniać. Ale chęć poznawania świata szybko znika, gdy pojawia się ktoś, kto mówi dziecku: „Musisz!”.
Czy to znaczy, że szkolenia poświęcone motywacji nie mają sensu?
Wyrażenie „Chcę cię motywować” jest bardzo nieszczęśliwe, bo ukrywa prawdziwą intencję. Gdy ktoś mówi dziecku: „Chcę cię zmotywować do…” i zaraz zaczyna wymieniać możliwe nagrody i kary, to w rzeczywistości nie chodzi o motywowanie, ale o manipulowanie. Dorosły mówiący dziecku, że chce je do czegoś zmotywować, w rzeczywistości chce nim pokierować według własnych wyobrażeń. W takiej sytuacji dziecko traktowane jest jak przedmiot czyichś zabiegów. Przedmiotowe traktowanie dzieci to poważny błąd. Lepszym, uczciwszym wariantem motywowania jest zachęcanie i zapraszanie dzieci do podjęcia pożądanych aktywności, inspirowanie ich poprzez budzenie fascynacji. Wtedy można mówić o podmiotowym traktowaniu. Dzieci bardzo pozytywnie reagują na takie zaproszenia.
Dlaczego uczniowie powinni widzieć sens tego, czego się uczą?
Żeby mózg dziecka mógł przetworzyć informacje, muszą one pojawić się w kontekście mającym dla niego znaczenie i mieć zabarwienie emocjonalne. Gdy nowa wiedza nie wywołuje żadnych emocji, to informacje jednym uchem wchodzą, a drugim wychodzą i w pamięci nic nie zostaje. Najnowsze odkrycia neurobiologów pokazują związek między pobudzeniem emocjonalnym a uwalnianiem w mózgu neuroprzekaźników, substancji chemicznych, bez których nie może zachodzić proces uczenia się. Gdy coś nas porusza, w mózgu uwalniane są neuroprzekaźniki, a neurony mogą produkować białka niezbędne do tworzenia nowych wypustek i synaps, a także stabilizować już istniejące połączenia. Innymi słowy neuroprzekaźniki działają jak nawóz. Ale uwalniane są jedynie wtedy, gdy nowe informacje mają dla nas znaczenie, tzn. gdy widzimy ich sens. Bez tego nie można trwale zapisać ich w pamięci.